Maniak ocenia #59: "Arrow" S02E01

MANIAK SŁOWEM WSTĘPU


"Arrow" wpisuje się
w trend urealniania
komiksowych superbohaterów
W dzisiejszych produkcjach na podstawie komiksów superbohaterskich można zauważyć dwie, bardzo wyraźne konwencje.
Zgodnie z pierwszą z nich, twórcy są niezwykle świadomi materiału źródłowego i doskonale się nim bawią. Nie dbają więc tak bardzo o realistyczny rys psychologiczny bohaterów czy ich trzymające się kupy osadzenie w rzeczywistości, a po prostu o znakomitą zabawę i frajdę. Filmy w tej konwencji tworzy głównie Marvel, a przykładem może być choćby znakomite "Avengers".
Druga konwencja polega na dostosowaniu treści komiksu do rzeczywistości i próbie uwiarygodnienia bohaterów. Takich założeń trzymała się trylogia o Batmanie Christophera Nolana oraz "Człowiek ze Stali" Zacka Snydera. Trzyma się ich także "Arrow".
Twórcy serialu, traktującego o Oliverze Queenie alias Zielonej Strzale, nie kryją swych inspiracji filmami Nolana. I choć "Arrow" nie jest tak ambitny, jeśli chodzi o opowiadaną historię, to rzeczywiście, jego stylistyka jest bliska trylogii o Batmanie. Zwłaszcza, że Oliver Queen i Bruce Wayne to dość podobne postaci.
Pierwszy sezon, choć nie był idealny, dostarczył mi sporo rozrywki, dlatego z niecierpliwością czekałem na drugi.

MANIAK O SCENARIUSZU


Główny wątek kręci
się oczywiście wokół
postaci Olivera
Pierwszy odcinek drugiego sezonu zatytułowano "City of Heroes" - "Miasto bohaterów". Autorami scenariusza są Greg Berlanti ("Gniew Tytanów", "Green Lantern"), Andrew Kreisberg ("Fringe") oraz Marc Guggenheim ("Green Lantern") czyli główni producenci serialu.
Bardzo dobre są już pierwsze, otwierające odcinek sceny, w których twórcy prawdziwie zbijają widza z tropu. Całość dzieje się jakiś czas po wydarzeniach z finału pierwszego sezonu. Na każdego z bohaterów wpłynęły one zupełnie inaczej. Umożliwiło to scenarzystom ukazanie postaci w różnych, intrygujących sytuacjach.
Główny wątek kręci się oczywiście wokół Olivera Queena. Bohater musi podnieść się po śmierci najlepszego przyjaciela, poukładać rodzinne sprawy, ocalić swoją firmę, a jakby tego było mało, znów ująć łuk w rękę i założyć kaptur, by ratować tych, którzy potrzebują pomocy. Sporo zatem przed nim zadań, ale to właśnie dzięki nim, twórcom udaje się coraz bardziej zbliżyć postać odgrywaną przez Stephena Amella do komiksowego wizerunku Zielonej Strzały.
Ponadto twórcy serwują
sporo wątków pobocznych,
w tym jeden związany z Theą
Ponadto twórcy serwują nam wątek siostry Olivera, Thei i jej problemy z matką; zupełnie nowych zbrodniarzy; Laurel (która niby gdzieś tam ma przebłyski, ale głównie marudzi i nuży) oraz bardzo ciekawe retrospekcje z wyspy, które towarzyszą nam od pierwszych odcinków "Arrow". Wydaje się zatem, że upchano w premierze drugiego sezonu całkiem sporo, ale na szczęście nie odnosi się wrażenia przesytu, bo wszystko umiejętnie poukładano i zbalansowano.
Z dialogami jest różnie. Najlepiej wychodzą te między Oliverem, Digglem i Felicity. Sporo w nich dobrego i inteligentnego humoru oraz lekkości. Najgorsze są za to dialogi w scenach, w których bierze udział Laurel - zupełnie nie powalają, a wręcz rażą sztucznością. Reszta jest zaś niezła, choć mogłaby być nieco lepsza.
Bardzo sprawnie rozpisano też relacje między większością bohaterów (tak, możecie stąd wykluczyć Laurel) i uczucia, jakie wobec siebie żywą. Ciekawią zwłaszcza postawy Olivera i Thei wobec ich matki.
Nowa postać, niejaka Isabel Rochev także wychodzi (przynajmniej na poziomie scenariusza) dość atrakcyjnie. Jest bardzo niejednoznaczna, niebezpieczna, a jej ukryte zamiary wobec Queen Consolidated budzą zainteresowanie.

MANIAK O REŻYSERII


John Behring ("Zaklinaczka duchów", "Czarodziejki") radzi sobie całkiem nieźle i dobrze czuje konwencję serialu. Nie ma większych problemów z ciekawym przedstawieniem historii i poprawnie realizuje większość scen. Dość sprawnie prowadzi akcję i choć okazjonalnie nudzi widza, to tworzy udany, przyjemny i dostarczający sporo rozrywki odcinek.

MANIAK O AKTORACH


Amell bywa drewniany,
ale taka sztywność pasuje
do postaci Zielonej Strzaly
Aktorzy... W "Arrow" występuje ich cała masa i żeby szczegółowo napisać przynajmniej o tych kluczowych, trzeba by zapisać cały kajecik. Postaram się zatem nieco skondensować swoje przemyślenia, żeby nie stworzyć epopei.
Można z początku odnieść wrażenie, że Stephen Amell, który wciela się w rolę główną, nie jest aktorem zbyt dobrym. Jego Oliver Queen sprawia bowiem wrażenie bardzo sztywnego, miejscami wręcz drewnianego. A jednak wcale to nie przeszkadza, bo wpisuje się w pewien pomysł na Queena, który Amell konsekwentnie realizuje. I ten pomysł się sprawdza, bo w takiego nieco sztywnego i zdystansowanego bohatera, paradoksalnie, łatwiej uwierzyć.
Emily Bett Richards
jest absolutnie świetna
Absolutnie świetna jest Emily Bett Rickards, odgrywająca rolę Felicity Smoak. Aktorka trafiła od drugiego sezonu do głównej obsady serialu i pokazuje w nim prawdziwy talent. Odgrywa taką postać, która ma wiele z bohaterów Whedona, przez co potrafi wzbudzić sporo sympatii. Rickards nadaje roli nieco komediowego rysu, ale gdy zachodzi taka potrzeba, jest bardzo poważna - w obu tych wcieleniach zachwyca.
Standardowo niezły jest David Ramsey, wcielający się w Johna Diggle'a. Nie jest to rola, która odstaje i się wyróżnia, ale za to stoi na bardzo przyzwoitym poziomie.
Summer Glau rozczarowuje
Nie rozczarowują pojawiający się w scenach retrospekcji Manu Bennett (Slade Wilson) oraz Celina Jade (Shado). Aktorzy robią swoje i są w tym naprawdę dobrzy.
Bardzo liczyłem na występ Summer Glau, znanej z "Firefly" i "Kronik Sarah Connor". Niestety, aktorka gra poniżej oczekiwań - bardzo sztucznie i nieciekawie. Dziwi to tym bardziej, że jest utalentowana i miała niezły materiał.
Kiepska jest również, ale tu już bez żadnych niespodzianek, Katie Cassidy, wcielająca się w Laurel. Cóż - widać tak już musi być.
I wreszcie rodzinka Olivera - matka (Susanna Thompson) oraz siostra (Willa Holland). Te poradziły sobie przyzwoicie i choć na poziomie scenariusza ich wątek nieco męczył, to dzięki aktorkom, śledziło się go przyjemniej.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Technicznie jest dość nierówno. Zdjęcia są w większości w porządku - utrzymane w odpowiedniej, pasującej do historii kolorystyce i dość skrupulatnie wykonane. W kilku miejscach, a szczególnie podczas scen walki wręcz, zawodzi jednak montaż, przez który ciężko odnaleźć się w akcji. Nieciekawie wychodzą również przejścia od scen w teraźniejszości do retrospekcji. Sama choreografia walk, tam gdzie je lepiej widać, jest całkiem niezła. Scenografia raczej robi wrażenie, choć można było bardziej się do niej przyłożyć w scenach, rozgrywających się w więzieniu, gdzie jest trochę zbyt sterylnie. Muzyka Blake'a Neely'ego wypada za to idealnie.

MANIAK OCENIA


"Arrow" nadal nie jest idealny, ale też wciąż sprawdza się jako wspaniała rozrywka, dlatego, może trochę z sentymentu do DC, dostanie:

DOBRY

Komentarze