Maniak ocenia #43: "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." S01E02

MANIAK W ROZPOCZĘCIU


Agenci S.H.I.E.L.D. dopiero
się rozpędzają
Joss Whedon miał zawsze wielki talent do tworzenia grup postaci. Praktycznie w większości jego seriali w centrum był nie jeden bohater, a kilku. Tak było w "Buffy: Pogromczyni Wampirów", gdzie mieliśmy tzw. Scooby Gang; w "Angelu", gdzie mieliśmy ekipę Angel Investigations czy wreszcie w "Firefly", gdzie mieliśmy załogę statku kosmicznego "Serenity". Skupienie się nie na jednym, a kilku postaciach, pozwalało Whedonowi ciekawie rozłożyć akcenty w serialu i błyskotliwie rozpisać relacje międzyludzkie. Wyjątkowe postaci, które stworzył, zyskały sympatię na całym świecie.
W "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." znów w centrum znajduje się drużyna - tym razem agentów. Mają, co prawda, jeszcze trochę do roboty w kwestii zyskania sympatii widzów, ale powoli zaczynają przemawiać, przynajmniej do mnie.

MANIAK O SCENARIUSZU


Akcja obraca się wokół
tajemniczego obiektu
Scenariusz do odcinka "0-8-4" napisali: duet małżeński Jed Whedon i Maurissa Tancharoen oraz Jeffrey Bell ("Z archiwum X",  "Angel",  "V"). Tytułowy "0-8-4" to prefiks, oznaczający w organizacji S.H.I.E.L.D. "obiekt nieznanego pochodzenia". Wokół takiego obiektu, tajemniczego artefaktu umieszczonego w peruwiańskiej świątyni Inków, obraca się fabuła odcinka. Zespół agenta Coulsona przybywa na miejsce, by zabezpieczyć przedmiot. Wkrótce przy świątyni pojawia się także oddział Camilli Reyes, którą z Coulsonem łączy wspólna przeszłość.
Historia jest, podobnie jak w odcinku pierwszym, raczej standardowa. Nadal sporo tu ekspozycji - scenarzyści pozwalają bliżej przyjrzeć się bohaterom i bardzo powoli wprowadzają w główną fabułę, nie unikając przy tym sztampy. Na razie dość delikatnie bawią się konwencją, ale jestem przekonany, że jeszcze nie raz nas zaskoczą.
Camillę Reyes i Coulsona
łączy wspólna przeszłość

Póki co trzeba się zadowolić tym, czego w serialach sygnowanych nazwiskiem Whedona nigdy nie jest za mało - dobrymi dialogami. Tych jest naprawdę sporo. Są standardowo: zabawne, błyskotliwe i pełne odniesień do popkultury. Oczywiście przy tym wszystkim nie brakuje językowych zabaw i ironicznych puent.
Wciąż rozwijane są postaci, a pod koniec odcinka ujawniona zostaje tajemnica jednej z nich. Tajemnica raczej mało zaskakująca, bo sztampowa, ale mimo wszystko zastanawiająca, ponieważ nie wiadomo, jaki kierunek obiorą dalej scenarzyści.
Po akcji głównej następuje krótka i zabawna scena z jednym z bohaterów, którego znamy z kinowych produkcji Marvela. Tu scenarzyści obrali iście komediową konwencję, która, przynajmniej na poziomie scenariusza, bardzo się sprawdza.

MANIAK O REŻYSERII


Drugi odcinek wyreżyserowano odrobinę lepiej niż pierwszy. Nie sądziłem, że to powiem, bo za pilot odpowiadał w końcu Joss Whedon. A jednak. Telewizyjny weteran, David Straiton ("Angel", Dollhouse", "Herosi"), lepiej radzi sobie z młodymi aktorami i udaje mu się wycisnąć z nich więcej. Akcję prowadzi sprawnie i ciekawie. Jedynym fragmentem, gdzie nie bardzo sobie radzi, jest scena końcowa, w której ekipa troszkę wymyka mu się spod kontroli. Tym niemniej tworzy odcinek, który ogląda się bardzo dobrze.

MANIAK O AKTORACH


Duet kujonów jest obłędny
Na prawdziwe gwiazdy serialu zdecydowanie wyrastają: Elizabeth Henstridge oraz Iain De Caestecker, wcielający się w uroczy duet kujonów. Zwłaszcza ta pierwsza rozbraja swoją grą aktorską, zabawną intonacją i brytyjskim akcentem. Duet Henstridge-De Caestecker kradnie każdą scenę, w której się pojawia.
Nie rozczarowuje również Clark Gregg, który idealnie wciela się w postać sympatycznego Coulsona. Bardzo dobrze sprawdza się jako szef drużyny i doskonale rozumie relacje, jakie łączą jego postać z pozostałymi członkami drużyny, co pozwala mu na stworzenie niezłej kreacji.
Bennett jest tu o wiele lepsza
niż w pilotowym odcinku
W porządku spisują się Ming Na-Wen jako zimna Melinda May oraz Brett Dalton jako twardy i przy okazji przystojny agent Grant Ward.
O dziwo, dobrze radzi sobie Chloe Bennet, która w pilocie nieco drażniła. Tutaj aktorka daje z siebie o wiele więcej i już nie irytuje obecnością na ekranie.
Gościnnie występująca Leonor Valera ("Blade II", "Gwiezdne Wrota: Atlantyda", "Dallas") jest niezła, ale czegoś jej brakuje i ostatecznie nie powala. A szkoda, bo ma ciekawą rolę.
Aktor, który występuje w scenie po napisach (nie chcę tu zdradzać nazwiska, żeby nie popsuć zabawy tym z was, którzy odcinka jeszcze nie widzieli) idzie na całość i to niestety błąd. Jego występ jest bowiem mocno przerysowany i noszący znamiona parodii, a nie o taki efekt chodziło twórcom.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Technicznie jest nieźle. Bardzo dobre, kolorowe i ostre zdjęcia dopełnia świetny montaż, który jest szczególnie dobry w scenach walki. Efekt psuje trochę scenografia - miejscami zbyt uproszczona, sztuczna i pustawa. Wyjątkowo źle wygląda zwłaszcza wnętrze peruwiańskiej świątyni, nad którym można by sporo popracować. Bardzo dobre są za to efekty specjalne, które przewyższają obecne telewizyjne standardy. Wybuchy, katastrofy lotnicze - wszystko to wygląda nieźle i nie razi w oczy.

MANIAK OCENIA


"Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." wciąż są w fazie rozwoju. Trudno sie dziwić, bo to dopiero drugi odcinek produkcji. Przekonuje on do siebie dobrymi dialogami, niezłym aktorstwem i walorami technicznymi, dlatego dostanie:

DOBRY

Komentarze