Maniak ocenia #39: "Sleepy Hollow" S01E03

MANIAK NA POCZĄTEK


W sennej kotlinie w końcu
troszkę o snach
Jako osoba bardzo zainteresowana literaturą baśniową i folklorem różnych kultur, lubię, kiedy po legendy, podania i opowieści sięga się w popkulturze. Jestem całkowicie otwarty na zupełnie nowe, odmienne od tego, co wszyscy znamy, interpretacje - lubię oryginalność i cieszę się, kiedy twórcy jedynie inspirują się daną rzeczą, by stworzyć coś zupełnie odmiennego.
Po taką inspirację do folklorów: niemieckiego i indiańskiego (dokładniej plemienia Mohawków) sięgnęli scenarzyści trzeciego odcinka serialu "Sleepy Hollow". Czy połączenie elementów podań z dwóch, odległych zakątków świata w celu wzbogacenia fabuły i mitologii serialu wyszło dobrze?

MANIAK O SCENARIUSZU


Historia skupia się na Abbie
oraz przerażającym piaskunie
Za odcinek zatytułowany "For the Triumph of Evil" ("Za triumf zła") odpowiadają: Phillip Iscove ("Sleepy Hollow" to jego pierwszy projekt) oraz Jose Molina ("Firefly", "Terra Nova", "Pamiętniki wampirów"). To znów historia jednoodcinkowa (serial zdaje się wpisywać w format: "potwór tygodnia"), ale cały czas w tle popychana jest do przodu główna fabuła. Tutaj, całość powiązana jest z postacią Abbie i jej przeszłością. Scenarzyści mocno skupiają się na bohaterce i bardzo ją rozwijają, zapewniając widzowi niezłą zabawę.
Ichabod nadal zapewnia
dobrą zabawę
Historia obraca się wokół postaci zwanej piaskunem, który według niemieckich legend usypiał dzieci, sypiąc im do oczu piasek. Twórcy w dość ciekawy sposób wiążą te podania z wierzeniami Indian z plemienia Mohawków, tworząc całkiem niezłą i udaną, a przede wszystkim dość przerażającą reinterpretację. Siłą odcinka jest to, że odwołuje się do najskrytszych lęków widza, który zastanawia się, czy aby sam nie zasłużył na wizytę, siejącego postrach piaskuna. Przy okazji wybór takiej, a nie innej postaci, daje scenarzystom okazję do zabawy konceptem snu, z której chętnie korzystają, choć raczej nie udaje im się przekazać w tej materii nic nowego.
Nadal jest oczywiście w odcinku to wszystko, co stanowiło o sukcesie poprzednich. Z ust bohaterów padają zabawne i błyskotliwe kwestie, bywa strasznie, a od czasu do czasu raczeni jesteśmy sytuacyjnymi żartami. Wciąż obecne są też zderzenia kulturowe. Ichaboda tym razem dziwi obecny status Indian oraz nie bardzo smakuje mu napój energetyzujący.

MANIAK O REŻYSERII


Producenci serialu dobrze wiedzieli, kogo zatrudnić na stanowisku reżysera. Ich wybór padł na niejakiego Johna Showaltera, który ma sporo doświadczenia w podobnych produkcjach. Wśród odcinków seriali, za jakie odpowiada, można wymienić "Nie z tego świata" czy "Zaklinaczkę duchów". Jego reżyserii "For the Triumph of Evil" nie można zatem nic zarzucić. Showalter dobrze eksponuje to, co ważne dla fabuły odcinka, znajduje miejsce na pokazanie uczuć bohaterów i przede wszystkim świetnie buduje napięcie, uciekając się do sprawdzonych sztuczek, dzięki którym udaje się mu choć na chwilę wywołać u widza niepokój czy nawet, u tych o słabszych nerwach, strach.

MANIAK O AKTORACH


Greenwood mogła zagrać
o wiele lepiej
Tym razem o dziwo gwiazdą nie jest Tom Mison, a Nicole Beharie, na bohaterce której, skupia się większość odcinka. Aktorka ma tu sporo do zagrania i z tej okazji korzysta. Tworzy kreację dość wiarygodną i czyni dotychczasową twardą, silną i bezkompromisową Abbie nieco bardziej ludzką.
Wspomniany wcześniej Mison oczywiście nadal gra bezbłędnie. Jego Ichabod Crane bawi i intryguje, a aktor odwala kawał dobrej roboty i kradnie każdą scenę, w której występuje. W odcinku jest go jednak znacznie mniej, stąd napisałem, że pierwsze skrzypce odgrywa Beharie.
Nie sprawdza się znana z nowej wersji serialu "Nikita" Lyndie Greenwood, która tutaj wciela się w siostrę Abbie, Jennifer. Zupełnie nie przekonuje swoją rolą. W większości gra kilkoma, groźnymi minami, a jej interpretacja kwestii, które napisali dla niej scenarzyści, zupełnie nie powala. Szkoda, bo to bardzo intrygująca postać, a Greenwood mocno do niej zniechęca.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Piaskun wygląda nieźle
Zdjęcia do odcinka są całkiem niezłe, choć da się w nich zauważyć pewien irytujący szczegół. Sporo ujęć, kręconych jest z dalszej perspektywy, tak by jakiś element scenografii (skądinąd bardzo dobrej) troszkę zasłaniał bohaterów. Nie służy to opowiadanej historii i może denerwować. Montaż jest za to płynny i nie powoduje zawrotów głowy jak choćby ten z "Quantum of Solace". Coraz bardziej przyzwyczajam się także do muzyki Briana Tylera i Roberta Lydeckera, znanych choćby z "Iron Mana 3". Szczególnie podoba mi się motyw przewodni, który w udany sposób oddaje tajemniczość serialu. Efekty specjalne tym razem są nawet niezłe. Szczególnie dobrze wyszła postać piaskuna, choć tu pomogli także znakomici charakteryzatorzy.

MANIAK OCENIA


"Sleepy Hollow" z każdym odcinkiem o dziwo trzyma wysoki poziom. To dobrze o niej świadczy, a ja cieszę się tym bardziej, bo mogę postawić:
DOBRY

Komentarze