Maniak ocenia #32: "Revolution" S02E01

MANIAK ZACZYNA


Drugi sezon będzie rewolucyjny?
Serial "Revolution" to projekt w założeniach niezwykle ciekawy. Widzimy w nim w świat bez elektryczności, która pewnego dnia zwyczajnie przestała działać. Uzależniona od prądu ludzkość musi poradzić sobie w tej sytuacji i przystosować się do nowych warunków życia. To bardzo intrygujący pomysł i można by z niego ukuć naprawdę dobry serial. Twórcy niestety nie do końca skorzystali z potencjału takich fabularnych założeń, tworząc produkcję bardzo nierówną, którą czasem ogląda się dość przyjemnie, a czasem nie bez irytacji.
Obiecywano jednak, że w drugim sezonie nastąpią przełomowe zmiany, które pozwolą na udoskonalenie formuły i stworzenie czegoś lepszego. Czy dotrzymano obietnicy?

MANIAK O SCENARIUSZU


Wątek Milesa nadal ciekawi
Premierę drugiego sezonu napisał twórca serialu, Eric Kripke. Zatytułował ją dość ciekawie i trafnie: "Born in the U.S.A." ("Narodzeni w USA") - każdy z bohaterów narodził się w Stanach, ale kim są oni teraz, kiedy to państwo już nie istnieje? Na to pytanie odcinek nie do końca odpowiada, ale daje widzowi kilka interesujących wskazówek.
Akcja premiery rozgrywa się kilka miesięcy po zakończeniu pierwszego sezonu i przedstawiono w niej losy wszystkich głównych bohaterów. Śledzimy zatem Rachel i Milesa, którzy borykają się z przeszłością oraz nowymi problemami; przyglądamy się Aaronowi, który na nowo poukładał sobie życie; podążamy za Charlie w jej podróży ku zemście na Monroe i wreszcie patrzymy, co nowego u Neville'a. Ten ostatni wątek jest najciekawszy, bo nie tylko pokazuje rozwój jednego z najlepszych bohaterów serialu, ale łączy się z bardzo ciekawym wątkiem politycznym poprzez wprowadzenie postaci, które mogą być odpowiedzialne za wydarzenia z końcówki poprzedniego sezonu. Szkoda tylko, że poświęcono mu dość mało miejsca.
Rachel przeżywa trudny okres
Zresztą Kripke dość dziwnie wyważa wątki, skupiając się na tych mniej ciekawych, a najbardziej intrygujące odstawiając na bok. To niezrozumiała praktyka i przez nią odcinek nieco cierpi. Nie oznacza to jednak, że jest napisany słabo, bo fabuła wciąga i trzyma w napięciu. Tyle, że mogłaby bardziej.
Standardowo pojawiają się retrospekcje. Ich akcja ma miejsce między wydarzeniami z finału pierwszego sezonu a tymi, które stanowią główną oś fabuły premiery drugiego. Jednak poza wprowadzeniem nowych postaci, nie oferują nic nadzwyczajnego.
Odcinek nabiera rozpędu w drugiej połowie, kiedy pojawia się nowe zagrożenie, a życie bohaterów wisi na włosku. Całość prowadzi do dość niespodziewanego zakończenia, które pozwala wierzyć, że teraz może być już tylko lepiej.

MANIAK O REŻYSERII


Odcinek zrealizował Steve Boyum, reżyser o długim, serialowym doświadczeniu. Poza poprzednimi częściami "Revolution" pracował także przy "Supernatural", "Castle" czy "Hawaii Five-O". "Born in the U.S.A." ogląda się dobrze. Boyum sprawnie pokierował ekipą, trochę nadrobił scenariuszowe braki i stworzył w miarę udaną premierę.

MANIAK O AKTORACH


Esposito to bez wątpienia
najlepszy aktor produkcji
"Revolution" w pierwszym sezonie było nierówne zarówno pod względem fabularnym jak i aktorskim. Obok naprawdę dobrych ról zdarzały się też niewypały. Niestety - tak jest nadal.
Z jednej strony mamy genialnego Giancarlo Esposito, który w postać Neville'a wkłada dużo serca. Ogląda się go naprawdę z dużą przyjemnością, a każda wypowiedziana przez niego kwestia wywołuje, kolokwialnie mówiąc, ciary.
Jest też bardzo dobra Elizabeth Mitchell, która już w "Zagubionych" i "V" udowodniła swoje umiejętności. Szkoda tylko, że uległa trochę zaszufladkowaniu, bo wciąż gra podobne postaci, przez co nie jest w stanie w pełni rozwinąć swoich skrzydeł.
Spiridakos jest zaś najgorsza
Mamy również: niezłego Billy'ego Burke'a, który w udany sposób wciela się w złożonego Milesa; Davida Lyonsa, tworzącego ciekawą postać Monroe, której w odcinku jednak trochę mało i wreszcie Zaka Ortha, świetnie budującego postać komputerowego maniaka, Aarona.
Z drugiej jednak strony mamy fatalną młodzież. Tracy Spiridakos wciąż gra tym samym, bardzo ograniczonym zestawem min, a jej obecność na ekranie mocno irytuje. To głównie wina aktorki, ale też tego, w jaki sposób jej postać jest pisana.
Jest również Jorge Daniel Prado, który jest zupełnie nijaki w roli syna Neville'a, Jasona. Na ekranie niemal się go nie zauważa - raz, przez to że przyćmiewa go Esposito, dwa, przez to, że w ogóle się nie wysila.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Od strony technicznej nie można odcinkowi nic zarzucić. Zdjęcia są klimatyczne, a ich: stylistyka i kolorystyka dobrze podkreślają kolejne elementy historii. Całość dobrze zmontowano. Nie odczuwa się też większych uchybień podczas scen walk, w których z reguły wszystko dobrze widać. Oko cieszą efekty specjalne (zwłaszcza w scenie ze świetlikami), a muzyka Christophera Lennertza jest nie tylko miłą dla ucha, ale też potrafi budować napięcie

MANIAK OCENIA


Doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie jest odcinek idealny, ale ponieważ jest dużo lepszy od wielu poprzednich, postawię mu (trochę na wyrost):

DOBRY

Komentarze