Maniak ocenia #18: "Forever Evil" #1

MANIAK PISZE WSTĘP


Zło po wsze czasy
Recenzowane kilka dni wcześniej "Trinity War" okazało się tylko prologiem do o wiele większego komiksowego wydarzenia, przygotowanego przez DC Comics. Na początku września wszystkie serie wydawnictwa zostały przejęte przez czarne charaktery, a w całym uniwersum zapanowało zło. Wszystko związane jest z "Forever Evil" (po naszemu najładniej brzmi to chyba tak: "Zło po wsze czasy") - czyli nową, siedmioodcinkową miniserią (to pierwsze wydarzenie w New 52, które dostaje osobną serię - wcześniej wszystko odbywało się na łamach tych regularnych), w której pokazany jest dalszy ciąg tego, co zostało zapoczątkowane w "Wojnie Trójcy". Od tej pory nastanie nowa era: zmienią się reguły gry i nic nie będzie już takie jak kiedyś. A przynajmniej tak twierdzą twórcy. Jak jest naprawdę?

MANIAK O SCENARIUSZU


Komis otwiera scena z Lexem
Ciężko jest pisać o fabule "Forever Evil" jednocześnie nie zdradzając zakończenia "Trinity War", dlatego zakładam, że zanim ktoś weźmie się za miniserię, zapozna się z wprowadzającą do niej historią. Jeśli tego jeszcze nie uczyniliście, to odradzam dalsze czytanie recenzji.
Komiks otwiera scena, rozgrywająca się w helikopterze. Jej główny bohater to Lex Luthor - oczyszczony z wszelkich zarzutów i prowadzący brudne interesy. Geoff Johns, autor scenariusza komiksu, bardzo dobrze czuję tę postać i przypomina czytelnikom, jak bardzo Luthor może być niebezpieczny. Lex pozostaje w centrum wydarzeń przez większość zeszytu, choć całość obserwujemy nie tylko z jego punktu widzenia.
Drugą ważna postacią komiksu jest Nightwing, który w New 52 nie ma lekko. W "Forever Evil" dochodzi do przejmującej i zaskakującej sceny z jego udziałem. Wydarzenie to na zawsze już odmienia odmieni życie Dicka Graysona i bardzo możliwe, że wpłynie także na resztę postaci.
Crime Syndicate
przejmuje władzę
Oczywiście "Forever Evil" nie byłoby takie atrakcyjne, gdyby udziału w nim nie brały czarne charaktery (tytuł wszak obowiązuje). Założenia miniserii są dość proste: Liga Sprawiedliwości przestała istnieć, a władzę nad światem przejął pochodzący z Ziemi-3 Crime Syndicate, który w szeregi Secret Society werbuje jak największą liczbę łotrów. W efekcie w komiksie widzimy mnóstwo czarnych charakterów (pojawiają się też gościnnie takie, które jeszcze nie zadebiutowały na łamach New 52). Póki co, żadnemu nie dano szansy zaistnieć na dłużej, choć sporo postaci dostało swoje małe momenty. To zresztą siła scenariusza Johnsa - wyraźnie zaznacza, jakie postaci odgrywają tę najważniejszą rolę, a jednocześnie pokazuje historię z różnych stron, starając się przekazać czytelnikowi jak najpełniejszy obraz. I taki styl opowiadania bardzo się sprawdza, bo ani na chwilę nie da się nudzić i wciąż poznaje się nowe fakty.
Trzeba przyznać, że "Zło po wsze czasy" ma bardzo ciężki klimat. To nie jest wesoły komiks o superbohaterach, z łatwością pokonujących swych wrogów. To raczej poważna, mocna opowieść o bardzo dużym zagrożeniu, która, mam nadzieję, nie tylko sporo zamiesza w uniwersum, ale także wejdzie do kanonu niebanalnych komiksów superbohaterskich. Tego DC Comics życzę.

MANIAK O RYSUNKACH


Finch często nie radzi
sobie z postaciami
O ile o scenariuszu mógłbym się wypowiadać w samych superlatywach, tak o rysunkach niestety tyle dobrego powiedzieć nie mogę. Za oprawę graficzną odpowiadali: David Finch (ołówek), Richard Friend (tusz) oraz Sonia Oback. Z całej trójki najlepiej spisała się ta ostatnia. Kolory w "Forever Evil" są olśniewające - mroczne, brudne, znakomicie oddające ciężkawy ton komiksu. Niestety Finch nie podołał presji i choć zdarzają się mu ładniejsze kadry, to w wielu stosuje mocno rzucające się w oczy uproszczenia, a rysując postaci, często zapomina o odpowiednich proporcjach. Nie pomaga także tuszysta. Nie jestem zwolennikiem nakładania ton tuszu na rysunki, bo to zmniejsza pole manewru koloryście, a ponadto nie wygląda zbyt dobrze. Richard Friend był jednak innego zdania Szkoda, bo to trochę psuje odbiór komiksu, choć nie na tyle, by przestać cieszyć się dobrą historią. Żeby nie było, że tylko narzekam - wrażenie robi duża, rozkładana grafika, na której widzimy mnóstwo czarnych charakterów w jednym miejscu. Narysowanie wszystkich tak, by każdy się od siebie różnił, nie jest łatwym zadaniem, ale tu Finch sobie poradził.

MANIAK OCENIA


Pierwszy numer "Forever Evil" to solidny wstęp do wydarzenia i mam nadzieję, że kolejne jeszcze bardziej podniosą poprzeczkę. Kredyt zaufania daję też Finchowi, bo wiem, że tego artystę stać na więcej. W związku z tym przyznaję ocenę:

DOBRY

Komentarze